Odsłony: 64
Janek ma 60 lat, tysiąc złotych renty, kilka tysięcy długu. I dziesięciu Ukraińców pod dachem. Piszą w internecie: pewnie robi na nich biznes. Bo gdzieżby tak z dobrego serca?
Cisza. Spokój. Tylko cztery stopnie na plusie, ale kilka osób chciwie łapie w parku pierwsze promienie wiosny. W porównaniu do wiecznie pędzącej Warszawy życie toczy się tu w zwolnionym tempie.
Ze stacji kolejowej w Podkowie Leśnej idzie się do pana Janka piętnaście minut spacerem.
Stary dwupiętrowy dom stoi tuż przy Lesie Młochowskim. Po bocznej drodze z rzadka przejedzie jakiś samochód. Idealne miejsce do życia, nawet jeśli budynek lata świetności ma dawno za sobą. Drewniane okna, porośnięty zielenią daszek z blachy falistej. Na wysokości szyb biel nagle ustępuje szarości, jakby ekipa remontowa nie dokończyła roboty.
Z tyłu rozległy, niezagospodarowany ogród. Wysokie sosny przepuszczają mało światła, więc nic nie chce rosnąć. Za to niedługo będzie tu pachnieć świeżo skoszoną trawą. Żona Janka, Tatiana, może posadzi mały warzywniak.
Jeszcze się zobaczy.Kto ma więcej uchodźców?
Jan czeka już na szczycie metalowych schodków prowadzących na górną kondygnację. W rogu podłużnej kuchni drewniany stół, na parapecie czarny monitor. Reporter w kamizelce kuloodpornej właśnie opowiada o kolejnych bombardowaniach. Gospodarze mają tu teraz swoje centrum dowodzenia.
Mimo że Jan jest u siebie, w pierwszych minutach spotkania przypomina spłoszone zwierzę. Nerwowo poprawia siwe włosy opadające za ucho, wierci się na krześle, błądzi wzrokiem. Zanim włączam dyktafon, przystępuje do ataku.
– Będę z panem szczery. Nie rozumiem, po co pan przyjechał? Trzeba pomagać po cichu, szum jest nikomu niepotrzebny. Wczoraj spotkałem na spacerze znajomą. Dobrze sytuowana. Mówi, że przyjęła pod dach siedmiu uchodźców, a ja na to, że u mnie śpi dziesięciu. Myślę sobie: dokąd to zmierza?
Przecież nie będziemy się teraz licytować na Ukraińców.
Fakt, z tymi dziesięcioma trochę się rozpędziłem. Ale jeśli człowiek ucieka przed wojną, to jak mu nie pomóc?
Poczta pantoflowa. W Podkowie jest pan od Ukraińców
“Panem od Ukraińców” Janek został kilka lat temu. Było jakoś przed dziesiątą, żona kończyła zmianę w sklepie spożywczym. Zadzwoniła, że na ławce w parku leży dwóch Ukraińców. Trzeźwi. Pochodzą z małej wioski, są bez pracy i pieniędzy. A że powiększyła im się rodzina, przyjechali do Polski za lepszym życiem. Idzie jak po grudzie, nie mają nawet gdzie spać.
Janek powiedział żonie: zaproś ich do nas.
A potem byli następni. I jeszcze jedni. Pocztą pantoflową rozeszło się, że pewne małżeństwo z Podkowy Leśnej zapewnia Ukraińcom darmowy nocleg. W ciągu kilku lat przez dom przewinęło się kilkadziesiąt osób. Najczęściej rodziny z dziećmi, ale nie tylko. Ludzie z wielkich miast, miasteczek, wiosek. Inteligentni i bardzo prości. Porządni i krętacze. Pracowici i lenie. Zostawali tydzień, dwa, potem ruszali w dalszą drogę. Skąd? Dlaczego? Jak długo? Nieważne. Jan i Tatiana uzgodnili, że jeśli goście mają się tu czuć jak u siebie, nie mogą zadawać im za dużo pytań.
Więcej czytaj u źródła artykułu tu…..