Odsłony: 15
Jest nowy zarejestrowany związek wyznaniowy. Związek Wyznaniowy Rodzimowierców Polskich RÓD to kolejna grupa rodzimowiercza, czyli kultywująca, zrekonstruowane wierzenia przedchrześcijańskie Słowian. Czy może się ona stać realnym zagrożeniem dla Kościoła katolickiego? Odpowiedź, wbrew pozorom, wcale nie jest oczywista.
Rodzimowierstwo (niekiedy, co wcale nie jest postrzegane pozytywnie przez wyznawców tych ruchów, neopogaństwem) ma się dobrze, i to nie tylko w Polsce. Rozmaite grupy powstają zarówno u naszych bałtyckich sąsiadów (szczególnie dobrze mają się na Litwie i Łotwie), ale kwitną też we Francji (gdzie istnieje cały liczny ruch neopogańskich czy przedchrześcijańskich tradycjonalistów oskarżających chrześcijan o zniszczenie prawdziwego ducha narodowego), Niemczech, a nawet w Grecji. Polska ma obecnie pięć (aktywne trzy) wspólnoty rodzimowiercze, które swoich korzeni szukają już w XIX-wiecznej Polsce, i które prowadzą ze sobą aktywny dialog.
Ich źródeł można szukać w działalności Zoriana Dołęgi-Chodakowskiego, archeologa i etnografa, który jako pierwszy w Polsce jeszcze na początku XIX wieku zaczął się określać poganinem, a nawet wydał książkę “O Sławiańszczyźnie przed chrześcijaństwem”, z którego czerpią kolejne pokolenia rodziomowierców. Okres międzywojenny to czas, gdy do głosu dochodzi środowisko “Zadrugi” Jana Stachniuka. Grupa ta, choć początkowo miała raczej prowienencję lewicową, choć później weszła w nieco bliższe relacje z niewielką częścią narodowej demokracji, co sprawiło, że po wojnie określano ich niekiedy mianem faszystów.
Jednak to właśnie oni, jaki pierwszy przyjęli zwyczaj obierania przez wszystkich członków pseudonimów w postaci przedchrześcijańskich, słowiańskich imion, a także obchodzili święta związane z tradycją przedchrześcijańską w Polsce akcentując swój neopoganizm. Komuniści zakazali działania grupy, ale odrodziła się ona już w latach 90.
A potem nastąpił wysyp nowych grup, z których część (ale dalece nie wszystkie) rozpoczęły staranie o rejestracje. Ostatecznie poza – ostatnio zarejestrowanym – Związkiem Wyznaniowego Rodzimowierców Polskich RÓD w Polsce działa jeszcze Rodzimy Kościół Polski, Polski Kościół Słowiański i Rodzima Wiara, a także kilkadziesiąt innych, niekoniecznie sformalizowanych grup. Ilu mają wyznawców i wiernych? To pytanie, które od razu ujawnia myślenie chrześcijańskie, bo wielu z sympatyków rodzimowierstwa wcale się jasno nie deklaruje. Religioznawcy sugerują rozmaite liczny – od trzech do nawet dziesięciu tysięcy wyznawców.
I choć z perspektywy ogromnego Kościoła katolickiego (czy nawet prawosławnego) to nie są wielkie liczby, a doktryna rodzimowierców może wydawać się wykształconym w myśleniu teologicznym katolikom słabo opracowana i jeszcze słabiej opracowana (a do tego w znacznym stopniu zrekonstruowana czy wymyślona), to nie należy lekceważyć wyzwania jakim w przyszłości dla chrześcijaństwa może stać się rodzimowierstwo. Dlaczego? Odpowiedź jest prosta: jeśli poważnie traktować analizy jednej z najpoważniejszych myślicielek francuskich, a jednocześnie konserwatywnej katoliczki Chantal Delsol, współczesna cywilizacja wcale nie oznacza śmierci religii, a jedynie zastąpienie chrześcijaństwa rozmaitymi formami neopogaństwa (chętnie łączonego z rozmaitymi kultami dalekowschodnimi). Ich struktura, mniej sformalizowana, akcentująca bardziej mit niż prawdę, bardziej odpowiada człowiekowi współczesmemu, a jako że potrzeby religijnie nie znikają z naszego życia, to one mogą zajmować miejsce tradycyjnych wyznań chrześcijańskich.
Tradycyjne wyznania chrześcijańskie odrzucają część z ludzi współczesnych silnie eksponowaną dogmatykę, a także moralnością, która odbierana jest jako przemocowa. I to właśnie ludzie, którzy tak postrzegają chrześcijaństwo (a w Polsce głównie katolicyzm), a jednocześnie odczuwają potrzebę kultu, religijnych sensów i mitologii, wybierać będą rodzimowierstwo. Coraz częściej też – choć nadal istnieje silne prawicowe (a niekiedy skrajnie prawicowe) skrzydło tych ruchów będą to ludzie i poglądach lewicowych, progresywnych. A im szybciej zachodzić będzie laicyzacja, a także przemiana społeczne, tym rodzimowierstwo będzie się stawać silniejsze.
Czy oznacza to, że zastąpi ono kiedykolwiek chrześcijaństwo? To wątpliwe. Zmiany, jakie obserwujemy wzmacniają wprawdzie religie wschodnie (choćby buddyzm), a także pozwalają na rozwój rodzimowierstwa, ale w większości przypadków wyprowadzają poza sferę religijną w ogóle. Kurczenie Kościoła katolickiego nie wzmacnia szczególnie wspólnot protestanckich (poza Ameryką Łacińską), a odpływ od chrześcijaństwa wcale nie sprawia, że potęgą stają się tradycyjne religie wschodnie. Ogromna większość ludzi odchodzących od zorganizowanych form religijności chrześcijańskiej staje się osobami bezwyznaniowymi.
Kościoły chrześcijańskie, które posiadają stabilne struktury, choć kurczą się, też nie tracą dynamizmu, i jeśli liczyć w liczbach bezwzględnych, to w wielu miejscach, to one są o wiele bardziej ekspansywne niż rodzimowiercy, którzy struktur, a nawet zorganizowanych miejsc kultu często nie mają. To jednak wcale nie oznacza, że chrześcijanie mogą spać spokojnie. Rodzimowierstwo nawet jeśli nie zachwieje strukturami kościelnymi, ani nie odbierze większości wiernych Kościołom chrześcijańskim, to z pewnością wpłynie (pośrednio raczej niż bezpośrednio) na model przeżywania własnej religijności wśród chrześcijan. Mitologie przedchrześcijańskie, które dotąd bywała postrzegana tylko jako literatura teraz nabrać mogą nowych znaczeń, a ludzie wychowani w pluralistycznej rzeczywistości i szukający odmiennych modeli duchowości otrzymają kolejną możliwość wyboru.
I jeśli nie przykładać do tego miar czysto religijnych, a raczej społeczne, to wszystkim się przysłuży. Pluralizm na rynku idei wymusza konkurencję, a ta sprawia, że rośnie poziom “usług religijnych” u wszystkich. Z tej perspektywy pojawianie się kolejnych wspólnot rodzimowierczych to dobra wiadomość dla Kościoła katolickiego, który zamiast lekceważyć czy potępiać, powinien odpowiedzieć wzmocnieniem własnej propozycji religijnej.